Wyrażanie

Drążę korytarze w tunelu niepokornych marzeń
Wciąż szukając kwiatu o kolorze obiecanego nieba
Szybuję nad ziemią pogrążając się sokolim wzrokiem w świateł cienie
Wiatr na złość znosi skrzydła w zamieć
Plącze myśli nienasycona burza mlecznej drogi
Deszcz topi oczy w morzu niejednoznaczny stanów
Wyblakły świt zaślepił wzrok ,a ja
Pikuję w dół owładnięty wonią kolosalnej nadziei
Która nie znajduje potwierdzenia

Dlaczego bezkrytycznie brniesz w zaparte kiedy jasność płonie?
Dlaczego ślepia rzucasz w szale osądowi?
Dlaczego ranisz chciwością wyobraźni?

Nasze ciała próchnieją wilgocią twoich kłamstw
Widzę przestrzeń skamieniałych spojrzeń
Serca usychają nietknięte wrażliwością
Więdniemy w sobie kiedy na dworze leje deszcz

Wychylony za okno
Kosztuję gorzkich łez
Przemoknięty krzykiem dnia
Pochłonięty szarymi chmurami
Przemykam do zniewalającej doskonałości
Zapadam się w rozgoryczonej słuszności
Osuszam się z pierwotnego grzechu

Podkulony ogon przed obliczem straconych chwil
Otula jak szalik przed rozsądną zawieruchą
Czekam aż podniesiesz moją dłoń z chłodnej ziemi
Czekam aż polik się zarumieni
Czekam aż Twój oddech poniesie mnie
Na koronę drzew, nad turkusowe pola, księżyca zew
Nad niebieską przelaną krew

I czekam aż skiniesz mi głową
I krzyczę do Ciebie
I wyję aż
Czekam aż dotkniesz mnie
I czekam aż
Czekam aż w zgiełku jaskrawego dnia
Pobladły znowu będę mógł być Sobą