Sam

Wyję
Biegiem łap domykam koło przeznaczenia
Trudem karku zdobywam obiecany świat
Wiatrem w futrze oswajam śnieżną noc
Tęskno mi ku górom, ku zaspom
Niedostępnym dla ludów strudzonych
Biegnę i wyję do Ciebie
Konam i ginę wśród Ciebie

Zesłana ciężka mleczna mgła
Przysłania promienie upiornego światła
Bez twojego blasku jestem nikim
Bo człowiecze, wilcze oczy niosę

Ciągiem trwam – soczysty alfa
Przekrwawiony bark – skaza smyczy
Która odwołuje wyrok – samotnej samości

Jak prowadzić ich do piasków białych?
Jak prowadzić moje dzieci, twoje zguby?
Wybrani, potępieni, w klatce czasu
Nie chcą puścić lasu mogił – Cyrku życia

Ja stworzony bez głosu spokojnego
Przeszukawszy tylko czeluść ziemi
Znalazłem zmierzchu świt
Ja - milczący
Nie wiedziałem – Mimo to szukałem

Wszak jedynie Ty pamiętasz żałość
Wołań moich, błagań
Modłem chciałem alfy – drogi
W przepaść wpadłem siebie – alfy
Ilu stworzyłaś niepokornych?
Niepokornych życia o kłach długich
Wsysających się w śmierć po śmierci
Ile puszystych kłębków, chrystusowe
Nosi znamię – Kiedy zginie – Powstanie

Jak gnać kiedy mur wysoki
Chłonie, kradnie wilczą moc
Jak trwać w dzikim gonie
Kiedy zamiast śladu łap jest ten jeden
Ślad stóp

Pozwól być ślepym na ich lichą śmierć
Albo rzuć monetą czarnej wodzie
By chłodnej pustki oszczędzić w podróży
Na drugą stronę